Nie jestem solidną blogerką, która 1 stycznia publikuje post z podsumowaniem roku i prognozami na 2017. Ale liczę, że mi wybaczycie. Myślałam tym poście od jakiegoś czasu, gdyż szczególnie jesień 2016 była w naszej firmie intensywna i nazbierało się sporo ciekawych obserwacji. Był nawet taki tydzień, gdzie organizowaliśmy 12 webinarów. Dla naszego 4-osobowego zespołu to spory wysiłek.
Jaki był rok 2016 dla webinarów?
Przede wszystkim na dobre zagościły na naszym rynku. Wiosną z pomocą narzędzia do monitoringu internetu Brand24 zbadałam jak często pojawiają się wzmianki o webinarach, webinariach oraz webcastach. W ciągu 30 dni takich wyszukiwań było ponad 6 tysięcy.
Jednocześnie ruszyła lawina transmisji na żywo, najpierw dzięki Periscope a potem dzięki Facebook Live.
Facebook Live przeprowadził pierwszą transmisję na żywo w technologii 360 stopni, a w połowie grudnia opublikował informację, że ta usługa będzie dostępna dla niektórych marek już w 2017 roku, w kolejnym roku dla wszystkich. Podobną usługę udostępni także Periscope. Transmisje online udostępni też (na początku w USA) popularny za sprawą zdjęć Instagram.
Wszystko się rozwija a więc gdzie jest problem?
W tym co jest czym! Szczególnie dużo zamieszania jest wśród webinarów o charakterze marketingowym. Wiele osób robi transmisje online ale zaprasza na webinar. Z resztą, gdzie jest granica między transmisją a webinarem? Z pewnością się zaciera. Dlatego przy każdej rozmowie z klientem muszę dokładnie się dopytywać, co klient ma na myśli i co chce osiągnąć.
Dla ułatwienia przyjmuję, że transmisja to takie wydarzenie, gdzie prelegent jest widoczny na całą wielkość ekranu w jakości obrazu HD. Obraz z kamery można miksować z obrazem slajdów. W czasie webinaru główną część ekranu stanowią slajdy a prelegent jest (ale nie musi) widoczny z małym okienku na górze ekranu.
Jest to o tyle ważne, że realizacja obu tych wydarzeń przebiega inaczej. Począwszy od innego oprogramowania, skończywszy na zupełnie innym zaangażowaniu sprzętu i ludzi. A to łączy się oczywiście z ceną.
Klienci do każdego z tych wydarzeń muszą się inaczej przygotować. Jeśli na przykład w czasie transmisji mamy przeplatać obraz z kamery ze slajdami, to nasz operator po prostu musi wiedzieć, kiedy taki slajd „puścić”. Jeśli klient nie chce poświęcić nam czasu, aby stworzyć scenariusz, to możemy takie slajdy publikować „na oko”. Jeśli realizujemy webinar, to prelegent z uwagi na inne oprogramowanie i inny sposób realizacji, może sam zmieniać slajdy.
Liczę na to, że rok 2017 przyniesie pewne uporządkowanie rynku w zakresie nazewnictwa, a także większe wykorzystanie transmisji na Facebook Live przez marki.
A jak to jest w szkoleniach?
Pracując szkoleniowo wyróżniamy dwie formy webinary i warsztaty online. W obu wypadkach realizujemy inne cele szkoleniowe, używamy innych narzędzi w wirtualnym pokoju, liczymy na inne zaangażowanie uczestników. Jeszcze czymś innym są szkolenia za pomocą filmów wideo. Tu musimy w czasie rozmów z klientami dokładnie ustalać cel szkoleniowy i sposób jego realizacji.
Jednak to zupełnie normalne i nie jest to niepokojące.
Inna rzecz mnie niepokoi. Pracując w kilku projektach dla klientów korporacyjnych zauważyłam podejście „Zróbmy webinar, to nam załatwi problem”.
No niestety nie załatwi!
Po pierwsze nie każdy cel szkoleniowy można osiągnąć webinarem, a po drugie najczęściej myślenie o webinarze sprowadza się do prezentacji stworzonej do innych celów i prelegenta, któremu KAZANO stanąć na wysokości zadania. Oczywiście klienci zwracają się do nas z prośbą o przeszkolenie prelegenta, ale … nie dają mu żadnego wsparcia przy tworzeniu prezentacji. Ja w swoje prezentacje do webinarów inwestuję kilkanaście godzin. W wypadku prezentacji do szkoleń twardych praca nad prezentacją (a tym samym też nad koncepcją) powinna trwać nawet i 20-40 godzin. Na to nie ma już czasu i budżetu. A prelegent, który nie zawsze ma naturalny graficzny talent, siedzi po nocach próbując zdążyć na czas.
Dlatego obawiam się, że webinary i warsztaty online (te ostatnie wymagają dużo większego zaangażowania na etapie koncepcji, prezentacji i testów), wnet zostaną zastąpione kolejnym „magicznym” narzędziem elearningowym. Na chwilę da ono po raz kolejny nadzieję na szybki, łatwy i angażujący elearning. A potem znów życie zweryfikuje to narzędzie i przyjdzie następne.
Liczę, że rok 2017 będzie pod znakiem ciekawych projektów na szkolenia nt. webinarów oraz warsztatów online. Mam także nadzieję na większe wykorzystanie warsztatów online w wirtualnych pokojach.